sobota, 30 czerwca 2012

Miałam wczoraj przeżycie

Miałam wczoraj przeżycie. W godzinach południowych dzwoni telefon:
-Dzień Dobry. Mówi Wojtek, kolega Anety z warsztatów, dzwonię proszę pani, bo zdarzył się wypadek....
:shock: Mnie tętno zanikło:
-jaki wypadek??!!(tu zbladł mój mąż, bo od razu pomyślał o naszej Monice, która pojechała z chłopakiem samochodem).
-Nie proszę pani, Anecie się nic nie stało, ale ....
I tu poszła opowieść, jak to Aneta dała mu do ręki aparat, żeby zrobił jej zdjęcie i wtedy podleciała jakaś koleżanka, trąciła go aparat wypadł i że oni na spółkę go odkupią albo zapłacą za naprawę i naprawdę mu przykro i tak dalej..
Licho z aparatem, przecież to przypadek, mógł wypaść tak samo Anecie, szkoda ale trudno. Stało się, to tylko rzecz nabyta, może zresztą może da się naprawić. Ale co ja przeżyłam na początku tej rozmowy... :shock:.


Wczoraj był też pierwszy upalny dzień, a na WTZ z okazji ostatniego dnia przed lipcowym urlopem zorganizowali sobie imprezkę i tańce. I oczywiście moja szalona tancerka tak się zapamiętała w tańcowaniu, że aż zemdlała :-( . Kurde, opiekunowie mogliby bardziej zwracać uwagę, skoro wiedzą, że nie toleruje wysiłku. Ona sama niestety nie umie zrobić sobie przerwy :nie:.
Dzisiaj dobrze się czuje, ale spała do 12 w południe. Chyba odsypiała te przeżycia.

środa, 27 czerwca 2012

Dziękuję

 Dziękuję moim "czytaczom" :-). Blog Anety zajął drugie miejsce w głosowaniu publiczności na Zakątkowy Blog Roku. Tak wysoka Wasza ocena jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Na początku mojego pisania zastanawiałam się, czy ktoś poza mną to przeczyta. I nagle okazało się, że czyta i to sporo osób. I nie dość, że czyta to jeszcze uważa, że jest to coś wartościowego. Dziękuję w imieniu swoim i Anety za czas który nam poświęcacie, za uwagę, z którą śledzicie historie Anety i za dobre słowo komentarza, który czasami zostawiacie.

sobota, 23 czerwca 2012

Wizyta w Warszawie

Wizyta w Warszawie za nami. Holter, echo, EKG są w porządku. Żadnej zmiany leków ani innych rewelacji. Kolejne spotkanie z Warszawą za rok.
Trochę odetchnęłam, bo zawsze jakaś nutka niepokoju jest przed taką wizytą. Odważyłam się zapytać po raz pierwszy o homograft. Aneta ma jedną zastawkę sztuczną, na nią gwarancja jest dożywotnia przy odpowiednim dbaniu. Ale ma też wszyty homograft płucny. Z tym jest inaczej, nie starcza na zawsze. Aneta jest już 11 lat po operacji, służy jej bardzo dobrze, bo jak się dowiedziałam, czasami wytrzymuje tylko trzy lata. Czasami 15. Różnie. Na razie jest wszystko ok, więc nie powinnam się martwić na zapas. Pocieszyła mnie także informacja, że od 2,3 lat w Aninie wykonuje się zabieg wymiany homograftu przez tętnicę udową, nie otwierając klatki piersiowej. To dla mnie super wiadomość. Co prawda, nie u wszystkich pacjentów jest to możliwe, ale ja trzymam się wersji, że u Anety będzie, i że jej homograft wytrzyma nie 15 ale 20 lat,a może więcej.


Nie lubię jeździć tylko z obowiązku, a więc połączyliśmy obowiązek z przyjemnością i odwiedziliśmy naszych znajomych z Zakątka 21- Maksa i jego rodzinkę. Fajne spotkanie choć krótkie ze względu na porę i dzieląca nas do domu odległość. Maks przywitał się z nami i oddał sie bardziej absorbującemu zajęciu, czyli laptopowi i bajkom. Aneta natomiast po krótkiej rozmowie odnalazła swoje miejsce w pokoju Maksa, gdzie podobało jej sie wszystko. Gitara, książka o Muminkach a najbardziej odtwarzacz DVD, który kazała mi kupić w poniedziałek, hahaha. Może da się przekonać, żeby kupić go dopiero na urodziny ;-) . I chyba wpadła w nałóg filmów Bollwood. Obejrzała fragment, znalazła od razu jakiegoś przystojniaka i stwierdziła, że lubi takie filmy. Przywiozła z sobą dwa jako podarunek i właśnie siedzi teraz w domu i ogląda z zacięciem.

właśnie pokazuje nam co ogląda


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Niedzielna wycieczka

Niedzielna wycieczka zaprowadziła nas do gdańskiego zoo. Tak trochę niespodziewanie, bez dłuższego planowania postanowiliśmy odwiedzić nasze córki. Pusto trochę w domu bez nich. Jednej nie ma już półtora roku, druga ruszyła w jej ślady miesiąc temu. Niby powinnam się cieszyć, że dziewczyny samodzielne, pracują, ale.. Więc podjechaliśmy we trójkę na "rodzicielską inspekcje". I tak wszyscy razem spędziliśmy popołudnie w zoo. Anecie ogromnie się podobało, wpadła nawet w rozmowę ze słonicą. Raczej taką jednostronną, choć raz ta odpowiedziała jej mruknięciem, hahaha. Ja mam jedno dominujące wrażenie z zoo- jest za duże żeby obejść je jednego dnia, nóg nie czułam.
Po wyjściu tak się wszystkim spieszyło, że szybko zapakowaliśmy wózek do bagażnika, siebie do auta i ruszyliśmy. Jedna rzecz umknęła całej piątce- klapa od bagażnika nadal pozostała otwarta. Dopiero pan na bramce wyjazdowej nam zamknął :-).
ruszamy w drogę
rodzinnie

najciekawsze zwierzęta według Anety
z tatą
słodziak..


sobota, 16 czerwca 2012

My już w domu

My już w domu od czwartku. Pozostał tylko wspomnień czar, kilka zdjęć i miłe znajomości. Czas wziąć się za domowe obowiązki. Aneta już w piątek pojechała na WTZ, "do pracy" jak to ona mówi. Na mnie czeka ogródek warzywny.

Ponieważ nie zawsze jest tak fajnie jak by się chciało, jest też i niemiła wiadomość. Podczas naszego pobytu nad morzem spalił nam się garaż i kurnik wraz z kurczakami. Im bliżej domu byłam, tym więcej się obawiałam widoku jaki zastanę. Co innego wiedzieć,a widzieć. Aneta też była zestresowana. Przez pierwszy dzień odwracała głowę od tamtej strony podwórka. Nie chciała tam patrzeć.Mąż uprzątnął już pogorzelisko, więc praktycznie są to teraz puste, osmalone mury.
Na szczęście zdążyli wyciągnąć na czas rower Anety, tylko siodełko ucierpiało z lekka.
Czeka nas więc teraz z mężem praca nad odbudową. Bardziej tą mąż będzie się z tym zmagał, ja jestem tylko transportowcem i pomocnikiem. Jakoś to będzie, bo musi być. Innej opcji nie ma. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało- i tego się trzymam.

Na poprawę nastroju -pożegnalny zachód słońca w Sarbinowie:


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jesteśmy na wczasach, w tych nadmorskich lasach...

Jesteśmy na wczasach, w tych nadmorskich lasach... Tą melodią raczy mnie od wczoraj Aneta. Byłyśmy na spektaklu muzycznym w teatrze w Koszalinie, gdzie ta piosenka W. Młynarskiego była nutą przewodnią. Anecie bardzo się spodobało, więc "pucio, pucio" chodzi dziś za mną wszędzie ;-).
Turnus ma się ku końcowi. Pogoda nas nie rozpieszczała, choć nie narzekam zbytnio. Było chłodno, ale nie padało, a to byłby dopiero klops. Na opalanie się i tak z Anetą nie nastawiłyśmy, a na spacery było ok. Wspaniała promenada jest w Sarbinowie do spacerowania wzdłuż plaży. Choć jednak brakowało mi takich lasów i ścieżek do wózków jak są np. w Dąbkach.
Trochę się działo, nie, że same inhalacje, naświetlania itp. Pisać za dużo nie będę, taki krótki foto-skrót z wyjazdu: